
Łukasz Marczewski

ostatnia aktualizacja: 2012/12/01 13:20
Co można powiedzieć o śmierci? Wiemy, że na pewno kiedyś nadejdzie, ale wolimy o niej nie myśleć, przynajmniej do czasu, kiedy nie jesteśmy do tego zmuszeni. Wyjątkiem od tej reguły jest Richard Harris, były kolekcjoner dzieł sztuki z Chicago, który poświęcił ostatnie 12 lat swojego życia na zbieranie przedmiotów związanych ze śmiercią. Tę niecodzienną kolekcję, która przez lata rozrosła się do około półtora tysiąca eksponatów, zapoczątkowała martwa natura z czaszką oraz wiązanką pędzla Adriaena van Utrechta.
Szkielety zawsze wydawały się nieco absurdalne – jako wizerunki rodem z wesołego miasteczka bez wątpienia prezentują się śmiesznie w finezyjnie dopracowanej rzeźbie Waltera Sanera z 1925 r. Może dlatego, że się szczerzą? Jednak czasem mogą one również wyglądać strasznie. Wystarczy spojrzeć na dwa tybetańskie tańczące szkielety chitipati, które bez wątpienia przyprawiłyby młodszą część widowni o koszmary senne. Więcej humoru odnajdziemy na fotografii z przełomu wieków, prezentującej kilku studentów medycyny stojących wokół rozkładającego się nieboszczyka podczas sekcji zwłok, ubranych nie w fartuchy, ale w stroje na imprezę na łodzi (na którą zapewne udali się zaraz po zabawie ze skalpelem). Jednym z najciekawszych eksponatów, przy którym warto zatrzymać się na dłużej, jest niesamowita plastelinowa rzeźba „Calavera” argentyńskiego kolektywu Mondongo. Symbole zachodniego kapitalizmu, jak np. banki, spiętrzają się na górze, przygniatając południowoamerykańkie dzielnice nędzy obrazujące problemy tego regionu świata, a całość – ociekająca wręcz politycznymi aluzjami – układa się w obraz czaszki. Gablotę wypełnioną ekslibrisami można ominąć szerokim łukiem. Wydaje się, że cała ta ikonografia wraz z powtarzającymi się, nudnymi motywami została skutecznie opanowana przez subkulturę gotycką i dzisiaj może bardziej kojarzyć się z gadżetami rodem z tournée Guns N’ Roses. W rzeczywistości śmiercią przesiąknięta jest cała sztuka, bo podobnie jak w życiu – jest jego nieodłączną częścią. Analogicznie nauka. Czym innym jest misja Wellcome Trust, jeżeli nie finansowaniem badań nad polepszeniem i przedłużeniem ludzkiego życia? Kłopot w tym, że jeżeli umieścimy śmierć pośrodku sceny, na pewno zostaniemy bez dekoracji. Może zatem lepiej zostawić ją w cieniu? Death. A Self-portrait 183 Euston Road London NW1 2BE Galeria czynna codziennie w godzinach 10-18, w czwartki do 22
Najnowsza wystawa Wellcome Collection pt. „Death. A Self-portrait” prezentuje około 300 przedmiotów zgrupowanych w pięć tematycznych sekcji. Naszą wędrówkę po meandrach ostatniej drogi rozpoczynamy w galerii Contemplating Death, gdzie wita nas XVII-wieczne płótno Miradoriego przedstawiające – a jakże – czaszkę i rozłożonego na niej Putto (nagiego chłopca) nawiązującego do antycznego bóstwa Erosa, sugerujące bliski związek śmierci z erotyką. Kolejny eksponat wydaje się potwierdzać tę tezę: fotografia współczesnego amerykańskiego artysty Johna O’Reilly’ego jest satyrą na tradycyjny motyw religijno-artystyczny „vanitas” (marność) w postaci m.in. dyndającego penisa autora. Komediowy aspekt śmierci zgłębia następna galeria.
Wystawa otwarta do 24 lutego 2013
Wellcome Collection
Wstęp bezpłatny